poniedziałek, 27 czerwca 2016

Dlaczego ludzie kochają oglądać "Wiadomości", "Fakty", "Wydarzenia",...?

Wiadomości, informacje, newsy. Codziennie mamy do czynienia z masą takich treści, jesteśmy bombardowani przez media i internet najnowszymi tematami z całego świata. Każdy chce być na bieżąco, chce dostawać informacje, aby wiedzieć co wydarzyło się tuż obok niego lub na drugim końcu świata. Jednak prześledzenie tych wszystkich newsów, które otrzymujemy w pięknym opakowaniu w postaci wieczornego bloczku informacyjnego ukazuje ciekawą prawdę o nas samych. Najwięcej jest negatywnych treści. Tragedia, katastrofa, zabójstwo, przestępstwo, kłamstwo jedno,  kłamstwo drugie, duże i małe. Czy naprawdę to takie informacje są tymi najważniejszymi? Jakimi jesteśmy ludźmi skoro takie coś nas interesuje. Gdyby prześledzić kilkanaście wieczornych wydań programów informacyjnych można zbudować wzorzec, który powtarza się codziennie. Czy to znaczy, że ludzi interesuje tylko cierpienie, którego potrzebują jak pokarmu? Niestety tak to wygląda, bo dziennik informacyjny nie mógłby składać się tylko z pozytywnych informacji, nie są one niezbędne. Media wyselekcjonują dla nas tylko negatywy, inne rzeczy nie przyniosą im oglądalności.

Niestety podobna rzecz ma miejsce w kinematografii. Ludzie chcą cierpieć, bo wybierają filmy na których będą mogli poczuć ból. Niesamowite jest to, że właśnie takich emocji szukamy. Jesteśmy od nich uzależnieni. Niby nikt nie chce, aby na świecie działy się złe rzeczy, ale z przyjemnością będzie się nimi emocjonował. Dziwna bestia, ten człowiek. Wystarczy jedna, nieistotna w gruncie rzeczy negatywna informacja, atrakcyjnie opakowana przez media i staje się ona najważniejsza. Tak jakby trudno było zauważyć, że kilka dni temu również mieliśmy podobną informacje, przyrządzoną równie dobrze. Nic tylko okazywać współczucie i cierpienie. I oglądać dalej.

Życie nie składa się tylko z radosnych informacji, to oczywiste. Ale najwyraźniej człowiek ma zbyt mało własnych problemów i negatywnych emocji w sobie, bo chce popatrzyć na inne. Mam wrażenie, że jedna duża masakra to woda na młyn dla mediów. Dziennikarze chcą jeździć do takich miejsc, robić wywiady z poszkodowanymi, pokazywać ich płacz i cierpienie. Dla tych ludzi to trudne chwile, dla dziennikarzy to świetny występ i możliwość awansu. A dla telewidzów to moment na codzienną dawkę nowych negatywów. Prawie wszyscy są zadowoleni.


Film oglądany drugi raz nie jest tak samo wstrząsający. Nowy film, oparty na schematach znanych z poprzedniego nie wywołuje tylu emocji. W końcu jak długo można tworzyć coś opartego na znanych i nudnych już motywach?  Tylko dziennik informacyjny, będący dokładnie dokładnie taki sam jak poprzedniego dnia, nie jest nudny. 

"Co ten Milik robi?! Tylko Pazdan!"

Szał ogarnął wszystkich! Michał Pazdan został bohaterem najpierw z Niemcami, potem z Ukrainą. Wszyscy go wspierają i twierdzą, że zawsze wspierali, a kiedyś po prostu tego nie okazywali. To oczywiście lekkie nadużycie z mojej strony, ale tak to teraz wygląda. Różnica między piekłem, a ziemią jest niewielka i bardzo łatwo ją przekroczyć. Uznanie kibiców można zyskać po jednym meczu i również w ciągu meczu je stracić. Pamiętacie tę dumę przed Euro, gdy mieliśmy dwóch naprawdę dobrych napastników i tę nagonkę na Milika po meczu z Niemcami? Ktoś tu bardzo szybko zmienił nastrój.

Michał Pazdan to strasznie hejtowany gracz,  przed Euro zasłynął w negatywnym tego słowa znaczeniu jako ”Kung-Fu Pazdan” w związku z jego dość niebezpiecznym zachowaniem w trakcie jednego meczu. Wszyscy bali się, że we Francji nie podoła wyzwaniu. Teraz ludzie cenią Michała prawdopodobnie bardziej niż Kamila Glika. To szalone. Granica pomiędzy zerem, a bohaterem jest zbyt cienka. Pazdan i Milik są najlepszym tego przykładem. Wystarczy jeden gol Milika i wróci do łask kibiców. Jeden zły mecz Pazdana i stare, negatywne memy zagoszczą znów na Facebooku. Takie nastroje kibiców na pewno zostawiają jakiś ślad w psychice większości piłkarzy. Tak, oni czytają komentarze i oglądają memy z sobą w roli głównej. Taki kalejdoskop ma wpływ w szczególności na młodych piłkarzy.

Byłoby fantastycznie, gdybyśmy szybko zapominali o indywidualnych błędach i nie ulegali nagłej fali krytyki po jednorazowym niepowodzeniu. W tak popularnej dyscyplinie jak piłka nożna i w tym piłkarskim okresie bardzo łatwo można przyjąć postawę internetowych krytyków. Tym bardziej, że jeden błąd popełniony przez zawodnika, który jest zazwyczaj wysoko ceniony wywołuje burzę. Nie bez przyczyny mówi się, że futbol to gra błędów. Wyjście z grupy to dla nas już ogromne osiągnięcie. To czy jeden zawodnik zagrał gorzej, a drugi lepiej to normalne. Piłkarz, który zagrał gorsze spotkanie na pewno o tym wie, znęcanie się nad nim na pewno mu nie pomoże. Lepiej skupić się na drużynie, to ona wygrywa mecze.


To trudny temat, podczas oglądania naszej drużyny właściwie niemożliwe jest w całości odciąć się od hejtu. Emocje często wygrywają, ale warto zrozumieć, nawet po jakimś czasie, że nagłe popadanie w skrajność jest po prostu bez sensu. Tym bardziej, że w fazie pucharowej błędy będą kosztować  o wiele więcej niż strata punktów. 

poniedziałek, 20 czerwca 2016

Broń nie tylko zabija

Powszechne prawo dla posiadania broni - niezwykle kontrowersyjny temat, szczególnie w obecnych klimatach politycznych, ale także i w naszych horyzontach myślowych. W teorii każdy zdrowy psychicznie człowiek, jeśli naprawdę zapragnie, może zdobyć broń palną. W praktyce jesteśmy jednym z krajów, na terenie którego znajduje się jej najmniej. Gdyby na terenie Polski wydarzyła się sytuacja podobna do tej na Ukrainie, na stu mężczyzn przypadłaby jeden karabin. Nawet jeśli ktoś z zewnątrz dostarczyłby nam broń, to niewielu potrafiłoby dobrze z niej strzelać. Jednak nawet takie wstrząsające informacje i prognozy, niewiele mogą wskórać przy całej masie obaw większości społeczeństwa. Powszechny dostęp do broni palnej przeciętnemu Polakowi kojarzy się z masakrami w USA, nagłaśnianymi przez media i wykorzystywanymi przez środowiska lewicowe. Jeden człowiek z bronią w ręku wchodzi do szkoły, pubu i zabija kilkanaście bezbronnych osób. Dlaczego dochodzi do takich sytuacji?

Wyobraź sobie, że mieszkasz w USA. Mogłeś nabyć broń właściwie bez większych trudności. Po prostu idziesz do sklepu i kupujesz taką, jaką chcesz. Teraz wyobraź sobie, że w pewnym momencie swego życia tracisz kontrolę nad sobą, zamieniasz się człowieka, któremu jest już wszystko jedno. Nie akceptujesz rzeczywistości, już nie chcesz z nią walczyć, chcesz zemścić się za swoje niepowodzenia. Za kilka godzin wszystkie telewizje nazwą cię psychopatą, ale to już nie będzie miało dla ciebie znaczenia. Musisz tylko wybrać miejsce. Już chyba domyślasz się po co i na co. Na swoją piaskownice wybierzesz lokację, gdzie nikt nie ma broni, w innym wypadku mogłoby się okazać, że tylko ty zostaniesz zastrzelony. Nie będziesz oryginalny, szkoła to idealne miejsce. Więc bierzesz broń, wychodzisz z domu i już wieczorem jesteś bohaterem wieczornych wiadomości. To oczywiście pośmiertna sława, zostajesz zastrzelony, ale zabierasz ze sobą kilkanaście osób. Media szaleją, pojawiają się głosy o ograniczeniu dostępu do broni. Czy wybrałbyś szkołę, gdybyś wiedział, że każdy nauczyciel ma broń i potrafi z niej strzelać?  Jeśli tak, mógłbyś być jedyną ofiarą. Nikt jednak w takich miejscach broni nie ma, to wystarczająca zachęta dla morderców i terrorystów.

Ograniczając dostęp do broni, w rzeczywistości ograniczamy ją tylko dla zwykłych i porządnych ludzi. Ci źli, zdobędą ją w nielegalny sposób. Osoba, która chce zabić, zabije przy pomocy pistoletu, noża, widelca albo samochodu. Musielibyśmy zakazać sprzedaż noży, widelców i samochodów, aby znacznie ograniczyć jej pole do popisu. Mając przy sobie broń do obrony własnej, nie trzeba jej używać. Sam jej widok jest często wystarczającą tarczą. Dźwięk przeładowywania shotguna sam w sobie działa na wyobraźnie, paraliżuje. Do Szwajcarii daleko nam w kwestii broni i jej użytkowania. Strasznie dziwne jest to, że nasze społeczeństwo chce uczyć dzieci o homoseksualizmie, a zapomina o nauce na strzelnicy i nauce odpowiedzialności w związki z  używaniem broni.

Często słyszymy głosy mówiące, że gdyby nagle ułatwić dostęp do broni, to ludzie by się pozabijali. Dlaczego więc nie oglądamy masowych tragedii przy użyciu noży? A co by się stało gdyby broń palna wpadła w ręce kiboli? Ciężko powiedzieć czy rozróby przy użyciu broni byłyby dla nich tak samo przyjemne, jak przy użyciu kijów i kastetów. Sądzę, że nie. Nawet jeśli bardzo spodobałaby się im zabawa bronią, to ilość kiboli nagle uległaby drastycznemu spadkowi. Prawdopodobnie był to brutalny żart.

Obecnie w Polsce dostęp do broni, mimo że w teorii możliwy, jest bardzo ograniczony, a prawo jest „nieprzyjazne” jakiejkolwiek obronie własnej z jej użyciem. Kwestia ta jest od czasu do czasu poruszana w odpowiednich warunkach politycznych, ale nigdy nie wykracza poza poziom dyskusji. Kto wie, może już niedługo się to zmieni?


piątek, 17 czerwca 2016

Czasem warto zagrać w grę

Elektroniczna rozrywka rozwija się bardzo prężnie, nie ma już dużej różnicy pomiędzy budżetem gry, a budżetem filmu. Coraz więcej ludzi wybiera gry komputerowe,  wystarczy zwrócić uwagę na to, że premiera wielkiej gry wywołuje teraz podobne emocje do premiery długo oczekiwanego filmu w Hollywood. To skłania do zadania kilku pytań. Co powoduje takie zainteresowanie? Czy gry szkodzą i wywołują agresję?

Gry rozwijają wyobraźnie i bardzo często uczą. W odpowiedniej dawce przynoszą więcej korzyści. Obecnie największe tytuły posiadają fabułę zarysowaną lepiej niż w niejednym filmie, mają elementy wymagające od nas zręczności i wytężenia umysłu, a bardzo często angażują emocje. I choćby ze względu na to nie powinno się ich unikać jak ognia. Odpowiednio porcjując taką rozrywkę nie możemy się nią oparzyć. Nie są jednak pozbawione wad, albo chociaż elementów, które mogą być wystawione na krytykę, gdyż często są brutalne. To główny argument przeciwników spędzania wolnego czasu z grami. Przykłady, w których ktoś zbyt wciągnął się w wirtualny świat i zaczął żyć według tamtejszych praw w realnym życiu również są sztandarowym uzasadnieniem niechęci do gier.

Jednak ja nie patrzyłbym na gry przez pryzmat takich głosów, pomylenie gry z rzeczywistością nie jest proste. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że gry nie wywołują agresji, one ją tłumią, poprzez dostarczanie jej. Dla wielu osób rozgrywka, często dość agresywna i brutalna, to sposób na rozładowanie agresji. Dlaczego powstają gry z taką właśnie rozgrywką? Tego wymagają gracze i chcą za to płacić. Gdyby agresja i brutalność w grach raziła, mielibyśmy zupełnie inne produkcje. Jednak w takiej rzeczywistości królują strzelanki i gry akcji, których przemoc jest nieodłączną częścią. Jest ogromna różnica pomiędzy zabiciem kogoś w grze, a próbowaniem tego zrobić w rzeczywistości i ktoś kto tego nie rozumie lub ma z tym problem, nie powinien w ogóle do takiej rozrywki siadać. Szczerze powiedziawszy nie znam rozrywki, którą taki człowiek mógłby się rozkoszować, bo w niej również musiałby się zatracić.


 Tak naprawdę ogniska agresji i przemocy( głównie tej słownej) możemy znaleźć w rozgrywce multiplayer, ale tam główną ich przyczyną jest anonimowość. Gdy wyzwiska, które tam usłyszymy przestaną wzbudzać w nas negatywne emocje, to taka agresja nie będzie nas już mogła dosięgnąć. Wtedy wystarczy już tylko samemu jej zaniechać. Dobry przykład to najlepsze wymyślone lekarstwo.  Przede wszystkim trzeba pamiętać o tym, aby gry nie przesłoniły realnego świata młodym ludziom. Dostęp do nich jest naprawdę powszechny, nadużywanie ich z pewnością korzyści nie przyniesie.

wtorek, 14 czerwca 2016

Śmiech na scenie

 Polska scena kabaretowa jest bardzo często obiektem kpin i w jej stronę kierowane są bardzo nieprzychylne słowa. Tak wiele kabaretów, tak mało tych naprawdę dobrych. Nie wiem czy potrafiłbym wymienić trzy współczesne kabarety, które prezentują najwyższy poziom. Bez wątpienia w gąszczu tych miernych znajdziemy perełki, ale jakie kiepskie żarty musimy usłyszeć, aby na nie trafić?




 Kabaret Moralnego Niepokoju, Hrabi, nieistniejące już Limo i... wyczerpaliśmy chyba temat. Czasu antenowego jest aż nadto, spokojnie zmieści się o wiele więcej niż wymieniona trójka. Kabaret to trudna forma, o wiele trudniejsza niż stand up. W kabarecie humor jest ważny, ale to odegranie skeczu jest ważniejsze. Jest to bardzo specyficzny rodzaj aktorstwa, nic dziwnego że jest większość się w tym gubi. Przez długie lata Kabaret Moralnego Niepokoju wiódł prym w sztuce kabaretowej. Robili to dobrze i ludzie chcieli ich oglądać. Ich programy, których omawiali historię świata lub Polski zahaczały o perfekcję. Teraz nadszedł czas na Stand-Up.

 Stand-Up to monolog, sypanie żartami bardzo niecenzuralnymi, aby rozśmieszyć gawiedź. Wielką zaletą Stand-Upu jest to, że nie trzeba być wielkim komikiem, aby odnaleźć się w takiej formie. Wybranie się na Stand-Up może być całkiem dobrym wyborem, naprawdę bywa śmiesznie, ale rozrywki na wysokim poziomie tam nie uświadczymy. Gdyby zabronić  stand-uperom używania przekleństw, to ich występy skróciłyby się o połowę, a ich żarty obrabowałoby się z atrakcyjności. Stand-Up do Polski przyjechał niedawno i furorę robi ogromną, ale warto przypomnieć, że podobna forma już istniała od dawna i uprawiają ją takie tuzy jak Artur Andrus, Piotr Bałtroczyk i Andrzej Poniedzielski. Jeśli ktoś pragnie kultury, to właśnie oni ją dostarczają.





 Ciężko mi mówić o kabarecie i w ogóle o sztuce rozbawiania tłumu bez improwizacji, a właściwie to połączeniu wymienionych już form. Chodzi o serial „Spadkobiercy”, zdjęty już z anteny i na jego powrót raczej nie ma już co liczyć, gdyż linia fabularna, wciąż wydawać się może dość elastyczna, doczekała się swego końca. Najlepsi twórcy kabaretowi i sztuka improwizacji - nic lepszego nie  mogło się przydarzyć lekko kulejącej branży. Żarty, często z najwyższej półki, z których na żywo śmiali się również sami aktorzy. Tak, „Spadkobiercy” byli również kabaretem dla kabareciarzy. I to była ich siła. 

wtorek, 7 czerwca 2016

Mistrzostwa Europy i zagrywki Polsatu

Euro 2016 już w piątek rozpocznie swoje panowanie na ekranach telewizorów. Będzie to czas niezwykłych emocji dla mężczyzn i koszmar dla kobiet. Przez kilka tygodni będą musiały pogodzić się z tym, że piłka będzie ich facetów podniecać tak samo, a może i bardziej niż one. Wyrazy współczucia dla wszystkich kobiet są tu zdecydowanie uzasadnione.

 Jednak mężczyźni również nie mają łatwego życia. Gdzie oglądać mecze? Czy zapłacić i mieć wszystkie w domu? Polsat obrał podobną politykę tej stosowanej podczas ostatniej wielkiej imprezy w piłkę siatkową. Czyli za chęć uzyskania transmisji do wszystkich meczów musimy zapłacić minimum 79 zł( cena wzrośnie do 99 zł jeśli zamówimy dostęp u innego dostawcy). Cena nie wydaje się być ogromna, w końcu otrzymujemy za nią 51 spotkań. Tylko, że zaczyna się nią inaczej spoglądać, gdy dowiadujemy się, że w otwartym kanale Polsatu za darmo obejrzymy 24 spotkania. Czy dostęp do połowy meczy Euro, nietransmitowanych w darmowym kanale, jest wart aż tyle? Nawet dodatkowe studia przedmeczowe i analizy ekspertów, które mają być składnikiem tego pakietu to trochę za mało .Aż strach pomyśleć ile kosztowałoby w pełni zakodowane Euro. Na pewno znajdą się osoby gotowe zapłacić znacznie więcej za taki produkt, ale będą też tacy, którzy emocje postanowią przeżyć w strefie kibica i niestety tacy najbardziej się zawiodą.


 Ceny, które Polsat ustalił dla miast chcących takową strefę zorganizować są zaporowe. W wielu miejscowościach stref kibica po prostu nie będzie, gdyż miasta nie były na takie stawki przygotowane. W Kaliszu możliwość transmisji publicznych w strefie kibica wynosi 250 tysięcy złotych. We Wrocławiu budowa strefy i prawa do transmisji łącznie kosztowałyby 500 tysięcy złotych. W obu miastach stref nie będzie, ale nie tylko one się wycofały. Polsat oczywiście ma prawo do takich działań. Jeśli ustalono takie stawki, to telewizja musi być pewna, że jest to dobra strategia, która przyniesie zyski. W końcu telewizja to jest biznes. Nie ma co ukrywać, że to zwiększona ilość drużyn na Euro i co za tym idzie większa ilość spotkań spowodowała taką politykę Polsatu. Nie było prawdopodobnie możliwości, aby wszystkie mecze udostępnić na podstawowym kanale. Trzeba było wykorzystać dodatkowe kanały i sprzedawać do nich dostęp.

 Warto przypomnieć, że w 2008 roku również Polsat transmitował Mistrzostwa Europy. Wtedy turniej składał się z 31 spotkań a Polsat uraczył nas 27 darmowymi meczami. Miał w planach strategię podobną tej z tegorocznego Euro, ale po naciskach ze strony UEFA skapitulował.