wtorek, 14 czerwca 2016

Śmiech na scenie

 Polska scena kabaretowa jest bardzo często obiektem kpin i w jej stronę kierowane są bardzo nieprzychylne słowa. Tak wiele kabaretów, tak mało tych naprawdę dobrych. Nie wiem czy potrafiłbym wymienić trzy współczesne kabarety, które prezentują najwyższy poziom. Bez wątpienia w gąszczu tych miernych znajdziemy perełki, ale jakie kiepskie żarty musimy usłyszeć, aby na nie trafić?




 Kabaret Moralnego Niepokoju, Hrabi, nieistniejące już Limo i... wyczerpaliśmy chyba temat. Czasu antenowego jest aż nadto, spokojnie zmieści się o wiele więcej niż wymieniona trójka. Kabaret to trudna forma, o wiele trudniejsza niż stand up. W kabarecie humor jest ważny, ale to odegranie skeczu jest ważniejsze. Jest to bardzo specyficzny rodzaj aktorstwa, nic dziwnego że jest większość się w tym gubi. Przez długie lata Kabaret Moralnego Niepokoju wiódł prym w sztuce kabaretowej. Robili to dobrze i ludzie chcieli ich oglądać. Ich programy, których omawiali historię świata lub Polski zahaczały o perfekcję. Teraz nadszedł czas na Stand-Up.

 Stand-Up to monolog, sypanie żartami bardzo niecenzuralnymi, aby rozśmieszyć gawiedź. Wielką zaletą Stand-Upu jest to, że nie trzeba być wielkim komikiem, aby odnaleźć się w takiej formie. Wybranie się na Stand-Up może być całkiem dobrym wyborem, naprawdę bywa śmiesznie, ale rozrywki na wysokim poziomie tam nie uświadczymy. Gdyby zabronić  stand-uperom używania przekleństw, to ich występy skróciłyby się o połowę, a ich żarty obrabowałoby się z atrakcyjności. Stand-Up do Polski przyjechał niedawno i furorę robi ogromną, ale warto przypomnieć, że podobna forma już istniała od dawna i uprawiają ją takie tuzy jak Artur Andrus, Piotr Bałtroczyk i Andrzej Poniedzielski. Jeśli ktoś pragnie kultury, to właśnie oni ją dostarczają.





 Ciężko mi mówić o kabarecie i w ogóle o sztuce rozbawiania tłumu bez improwizacji, a właściwie to połączeniu wymienionych już form. Chodzi o serial „Spadkobiercy”, zdjęty już z anteny i na jego powrót raczej nie ma już co liczyć, gdyż linia fabularna, wciąż wydawać się może dość elastyczna, doczekała się swego końca. Najlepsi twórcy kabaretowi i sztuka improwizacji - nic lepszego nie  mogło się przydarzyć lekko kulejącej branży. Żarty, często z najwyższej półki, z których na żywo śmiali się również sami aktorzy. Tak, „Spadkobiercy” byli również kabaretem dla kabareciarzy. I to była ich siła. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz